sobota, 30 grudnia 2017

Zapraw na zimę ciąg dalszy - sierpień 2015


        Wnusia i goście spowodowały, że trochę zapomniałam o ogrodzie. Na prace jest zbyt gorąco i sucho, ale na zbiory nie. Czas więc nadrobić, więc nadrabiałam przez ostatnie dwa dni ile tylko się da. Przepisy moje stare, ale też szukałam w internecie. Jest ich tam zatrzęsienie. Co zatem robiłam. Z ogórków mizerię, sałatkę po szwedzku, ostro słodkie, pikle, marynowane z marchewką i kiszone.




           Z małych  trzech krzaczków pomidorów „Alfabet” odmiana do gruntu, też mamy sporo pomidorów. Szkoda mi było robić z nich przeciery czy soki, więc spróbowałam czegoś, czego dotąd jeszcze nie jadłam. Pomidory kiszone.


        Zebrałam też dość pokaźny kosz fasolki szparagowej. Było jej kilka kilogramów. To już drugi zbiór. Pierwsze zrobiłam do słoików. Teraz blanszowałam i do zamrażarki. Zamroziłam też trochę marchwi i poszatkowane liście selera. Te zewnętrzne odginają się od korzenia i po trochu marnieją. Szkoda więc czekać, aż się zniszczą. Oberwałam, umyłam, jak obeschły pokroiłam jak do zupy i nałożyłam do słoika i też zamroziłam. To już mój stary sposób. Zimą do zup jak znalazł.


              Ale nie tylko warzywa. Wczoraj zebrałam trochę malin. Jeszcze jest ich nie dużo, ale można sobie pojeść i porcję zamroziłam. Prawdziwy wysyp dopiero będzie, wtedy będę robiła soki, dżemy i dalej mroziła.


           Mając swojego sporo, w markecie Piotr i Paweł, kupiłam śliwki typu węgierka. Bardzo smaczne, a że były tylko po 1,90 zł wzięłam kilka kilogramów.


         Wypestkowałam i połowę zamroziłam, a z reszty zrobiłam powidła. Tak mi smakowały, że najlepiej poszłabym jeszcze dokupić śliwek. Poczekam jednak na te prawdziwe węgierki. Dzisiaj pojedziemy na naszą leśną działkę. Nie wiem co tam zastanę. Może będą jakieś jabłka. Po niedzieli chcę zaprawiać buraczki. Wyrósł też nowy szczaw, więc też go zamrożę. Fasola jeszcze nie do końca oberwana, a na bieżąco będą dojrzewać nowe strączki. Zostało też jeszcze trochę maleńkich ogóreczków, zielonych pomidorów. Zatem to jeszcze nie koniec. Sierpień to czas dojrzewania i zbiorów. U mnie nic nie może się zniszczyć. Wszystko się zjada lub przetwarza na później.  Jest sporo pracy, mycie czyszczenie, gotowanie itp, ale te zapachy kopru, czosnku, zalew różnych, owoców itp. Z tym kojarzy mi się prawdziwy dom.

Brak komentarzy: