Pomiędzy pracami w domu i ogrodzie przy domowym, staraliśmy się obcować z dziką przyrodą, szuwarami wokół jeziora, i nadbrzeżnymi
zaroślami pełnymi kwitnących czarnych bzów i innych nawet nie znanych
mi z nazwy roślin,
i wracałam do mojego raju. Tam kształtowałam jego wizerunek,
chociaż pozwalałam też niektórym roślinkom na swobodny wybór miejsca do
rośnięcia. Tam żyją w harmonii ptaki, motyle i pszczółki. Wciąż czekałam na jeża,
nie wiedząc czy zechce zamieszkać. Odwiedzała nas czasem wiewiórka. Tam mogę
obserwować z bliska piękno kwiatów. Wciąż nie mogłam się oprzeć, aby ich nie
uwieczniać. Maki przesadzone gdzieś z wiejskiej piaszczystej drogi, kiedyś były
tylko czerwone, a tu masz,
Orliki nie bardzo chciały rosnąć, ale są przecież takie
piękne, że warto się starać.
Dyptam jesionolistny upodobały sobie pszczoły i im podobne
Obficie zakwitła rogownica. Ma piękne, delikatne, ale za to
liczne kwiatki.
Po raz pierwszy zakwitną wszystkie piwonie. Nawet
nie wiedziałam jakie są ich kolory. Te różowe, teraz kwitnące, najbardziej
pachną.
Zresztą kwiatki są piękne wszystkie. Nawet te
najskromniejsze.
Krzew róży też jest, ale nie tej szlachetnej, jednak równie
pięknej,
No i te naturalne bukiety. Zestawienia obok siebie
kwitnących roślin. Mnie to urzeka.
I chociaż na działce mam mnóstwo kwiatów, to ze spacerów
przynoszę bukiety do wazonu. Tym razem łubiny w towarzystwie różnych traw i
drobne jak gwiazdeczki, kwiaty czarnego bzu.
Zawsze muszę tam mieć coś świeżego w wazonie i zawsze kwitną
kwiaty. No i czy to miejsce nie może być nazywane rajem na ziemi. Czekało również drugie, które miało nim zostać.
W ogrodzie
przybywało. Dosadzaliśmy kolejne rośliny. Rododendron z działki w lesie, gdzie
miał mało miejsca, świerk od mamy, rosnący w starym wiadrze czy akacja, która
sama się wysiała. Roślin przybywało, ale im dłużej sadziliśmy razem, tym
bardziej obawiałam się, że ogród będzie zależał tylko ode mnie. Nie po mojemu
było sadzenie, wrzucanie do ziemi nie przerobionej, nie odchwaszczonej, w dół
zalany wodą. Trochę na zasadzie „chcesz to rośnij”. Sadzenie też bez składu i
ładu. Ja miałam plany i wizje, ale musiałam przekonywać, aby sadzić wg mojego
planu, a nie w rządku, pod sznurek, byle było w ziemi i łatwo przejechało się
traktorkiem, aby skosić trawę. Szkoda, że się w tym nie zgadzaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz