Nie na darmo mówi się, że maj to najpiękniejszy miesiąc. Po
zimie czekamy na zieleń i kwiaty. Ja
wróciłam już do prac w ogrodzie. Bolesna rehabilitacja, ćwiczenia i było
lepiej. Na tyle dobrze, że ciągnęło mnie do ogrodu. Bo czy mogło być inaczej.
Kiedy widziałam efekty budzącej się
przyrody, to była to najlepsza zapłata za wkład pracy włożonej w ogród. Nasz,
jak ciągle piszę dopiero się tworzył, ale chociaż wszystko było jeszcze małe,
to już można było zachwycać się pięknem jego roślinek. Niektóre w maju już
przekwitały, ale pojawiały się ciągle nowe.
Z tulipanów najbardziej podobały mi się białe. Te w pąkach
miały ciekawą białą obwódkę wokół liści. Najpierw myślałam, że to skutek mrozu,
ale doszłam do wniosku, że jednak taka ich uroda
Inne kolory też były ładne, zwłaszcza te bordowe.
Korony cesarskie oprócz urody, miały odstraszać krety i
nornice. Miałam nadzieję, że to one, zimą, odstraszyły grasującego w naszym ogrodzie dzika i nie
zniszczył rabaty kwiatowej.
No i pachnąca rabata dzięki hiacyntom. Obok nich szafirki.
Urody nie brak było też orlikom.
Lubiłam podłużną rabatę typu skalniak, na skarpie .
Połączenie kwiatów i kamieni moim zdaniem było
bardzo ciekawe.
Zacienione miejsca pod krzewami rosnącymi na skarpie
obsadzałam barwinkami, dąbrówką rozłogową , runiankami, konwaliami,
kurdybankami i zawilcami. Chciałam aby wszystko nimi zarosło i nie było
problemu z chwastami.
Duże połacie skarpy nasłonecznionej lub częściowo
nasłonecznionej chciałam, aby zarosły kępami ubiorka, smagliczek i płomyków
skrzydlatych, kocimiętki i tym podobnymi.
Niestety, jeszcze trochę brakowało, aby wszystkie roślinki
przeplatały się wzajemnie, tworząc „gęstwinę”.
Przed wejściem do domu zakwitł pięknie krzak migdałka. Drugi
w innej części ogrodu rósł trochę w przeciągu i już nie był taki okazały.
Z pnączy miał zakwitnąć powojnik i hortensja. W maju mieli
pąki kwiatowe. Ja czekałam też na kwiaty glicynii, ale to ponoć jest czasem
trudne.
Zakwitła jedna bergenia posadzona pod krzewami. Inne,
posadzone w innym miejscu dostały zimną zupełnie bordowe liście i kwitnienia
nie było ani śladu. Nie wiedziałam od czego to zależało, czy może zmarzły, ale
potem odrosły. Kilka tych roślinek, ale o niskim pokroju posadziłam przy stawku. Obsypane były białymi
i różowymi kwiatami, niestety kwietniowe przymrozki je zniszczyły.
Przekwitły forsycje, ale kolorowe liście berberysów były
wśród otaczającej ich zieleni dekoracyjne prawie jak kwiaty.
Problemy miały żywotniki. Pryskaliśmy je przeciw brązowieniu
igieł, więc miałam nadzieję, że będzie dobrze, ale sosna miała piękne odrosty,
a jodła malutkie szyszeczki.
No i były drzewka i krzewy owocowe. Jabłoń, wiśnia, śliwy,
porzeczki, aronie, pigwowce, borówki. Kwitły, ale na niektórych owoców nie
było. Zmarzły albo nie znalazły się zapylacze.
Jesienią posadziliśmy jabłoń ozdobną. Na razie jedno
drzewko, ale miałam zamiar posadzić ich więcej. Jabłonie i wiśnie dla ich
pięknego kwitnienia.
Zresztą piękne jest wszystko co kwitnie, trzeba tylko to
zauważyć. Niektóre są drobne, niewielkie, ale jakże misterne delikatne, jakże
kolorowe. Jednym słowem piękne.
Miałam tak zaplanowane nasadzenia, że przez cały rok powinno
coś kwitnąć. Kupowałam sadzonki, rozsadzałam te które się już rozrosły.
Niestety nie lubię ciągłego wykopywana i sadzenia na nowo cebulek mieczyków i
karp dalii, a takie też miałam. Po raz
pierwszy kupiłam i posadziłam w donicy kannę. Przesadzałam też z miedzy do
ogrodu dziko rosnące np. żywokost. Ma ciekawe liście, rośnie duży i można z
liści robić gnojówkę do podlewania.
Mogłam też zrobić placki z naszym rabarbarem. Jeden pomału
odrastał, po stratowaniu go przez dzika, a drugi miał grube, czerwone łodygi. W
sam raz do użycia. Pozwalałam też rosnąć mniszkom, co widać na zdjęciu.
Kolejne prace w moim ogrodzie czekały. Do tego co ciężkie, kopanie, układanie dużych kamieni
musiałam mieć pomocnika, ale większość prac to była moja działka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz