W kwietniu, pierwszy wiosenny deszcz, wyczekiwany, potrzebny
wreszcie trochę nas uraczył. Wygonił mnie co prawda z ogrodu, ale to nic. Było
bardzo sucho. Zima była bez śniegu i dawno nie padało. Zresztą ten pierwszy
deszczyk to była taka drobniutka mżawka w sam raz na spragnione wody
roślinki. Pisałam kiedyś, że nasz ogród to robota na cały etat,
a może i więcej. Sadziłam siałam, przesadzałam, pieliłam, sprzątałam ,
wygrabiałam, budowałam schodki itp, itd. Nadal marzył mi się piękny ogród, ale
czy taki będzie? Trzeba poczekać na to kilka, a nawet więcej lat. Na razie
wszystko było małe. Na początku kwietnia
pięknie zakwitły krokusy.
Z innych wiosennych kwitły ciemierniki i żonkile.
To było drugiego kwietnia. Potem przybywało na grządkach.
Zakwitły migdałki i drzewka owocowe. Posadziłam magnolię. Po raz drugi. Ta
pierwsza wymarzła. Może za mało
podlewałam. Nowe drzewko było większe i mało już kwiaty. Posadziłam też trochę
traw, miskanty, turzyce. Źle rosły też
rojniki. Widziałam je na zupełnym ugorze. Były wielkie i zdrowe, a moje były
kiepskie. Może powinnam zmienić ziemię na skalniaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz