sobota, 30 grudnia 2017

W pierwszych dniach czerwca 2016 rok


          Słońce dawało popalić. Na termometrze wiszącym na południowowschodnim oknie, czasem prawie brakowało skali.


           Była susza, susza i jeszcze raz susza. Pomimo to cieszyłam się z kolejnych kwitnących kwiatów. Byłam zachwycona, kiedy po powrocie z wojaży powitał nas kwitnący obficie powojnik.


  Kwitły też inne krzewy i kwiaty. Jeszcze były małe, ale cieszył mnie  każdy, nawet najmniejszy.













 Z bodziszków wyrosły całe łany.

 

             Niestety, od jakiegoś czasu przychodził i się wylegiwał w kocimiętkach jakiś obcy kot. Żeby chociaż wyłapywał nornice, ale to byłaby praca, a on przychodził dla swojej przyjemności.


           Po poprzednio rocznych bratkach była cała masa samosiejek. Rozmawiały ze sobą tu i ówdzie.


     Zostawiałam też niektóre dziko rosnące. Bujnie wyrósł żywokost, ale nie tylko.


     Pierwsze kwiatki rozwinęły się też u pnącej hortensji. Ale ja czekałam na całe baldachy. 


Brak komentarzy: