niedziela, 31 grudnia 2017

22 wrzesień to już jesień 2016

         Jeszcze niedawno robiłam sesje z motylami, których było u nas w ogrodzie zatrzęsienie




 a tu nadeszła jesień. Jeszcze kwitły różnorakie kwiaty, ale po kolorach widać, że to już tuż, tuż. Dalie jeszcze są piękne, aż szkoda że pierwszy przymrozek je zetnie i będzie po nich.



             Już raz się nimi chwaliłam, więc teraz tylko niektóre dla zapamiętania. Cieszyły też hortensje, a tak się bałam, że przemarzły i nie zakwitną.




         Miałam nadzieję, że w kolejnym roku posadzę ich więcej. W 2016 roku skupiłam się na mojej leśnej grządce po północnej stronie domu. Pomiędzy żywotnikami zrobiłam na razie niezbyt szeroki pas, gdzie posadziłam co nieco. To też dopiero początek i do rozszerzenia. Według mojego pomysłu ma być aż pod płot.



           Strona pod krzewami na skarpie też już się ładnie rozrosła. Pomyślałam nawet o ozdobach ogrodowych. Pierwszą dostałam w prezencie.


          Dalej na skarpie rosły dalie, więc w kolejnym roku będzie do zrobienia, bo dla dalii mam już inne miejsce. Fragment z trawami jest  już zagospodarowany zarówno ten po środku skarpy jak i na samym końcu. Trawa pampasowa nawet zakwitła. Też mam nadzieję, że uda mi się ją tak zabezpieczyć, aby nie wymarzła.



           W poprzednim roku zrobiłam niewielkie wrzosowisko pod rododendronami w przed ogródku. W kolejnym, również fragment skarpy przeznaczyłam na wrzosy w połączeniu z iglakami.


            Dalej są iglaki, rododendrony i przejście do kolejnych nasadzeń, ale tych jeszcze w planie. Co nieco posadziłam w górnej części skarpy, ale muszą zejść w dół. Wyrywałam po kolei trawę i w te miejsce wsadzałam nowe. Przy rododendronach też jest dużo do uzupełnienia, a mnie boli ręka, więc mam przestój.



           Jest jeszcze fragment ogrodu ze stawkiem. Jeszcze niedawno kwitł w nim nenufar. Jesienią zostały tylko rybki, a wokół jesienne barwy.



          Choć wydawało by się, że jeszcze nie jest tak źle, że jeszcze lato, bo róże, bo wiele innych letnich kwiatów


 to jednak zimowity, gwiazdeczki astrów zwanych marcinkami mówiły że to już ten czas.


           Dni były krótsze, chłodne noce  nareszcie trochę mżyło. Nawet mi plecy zmokły, kiedy na chwilę byłam w ogrodzie. Posadziłam na grządce z piwoniami chyba ze sto sztuk tulipanów, a dzisiaj w obawie przed nornicami uzupełniłam kilkoma sztukami korony cesarskiej. Pomału czas było kończyć. Wiem, że w tym roku skupiłam się bardzo na nowych nasadzeniach i za mało pielęgnowałam moje roślinki, ale miałam nadzieję, że dotrwają do wiosny, a wtedy będę je karmić i lepiej o nie dbać. Bo dobrze bez zabiegów, rosną tylko niektóre. Na przykład tapinambur. W poprzednim roku było go tylko trochę. Nie wiedziałam nawet co to jest. Rosło dziko, ale kwiaty mi się podobały. Nawet byłam zła jak dzik porył całą część gdzie rosły, a tu niespodzianka. Jest tego dużo więcej i wysokie na trzy metry chyba. Już wiedziałam, że będę to wkrótce tępić. Swoje miejsce może mieć tylko pod płotem. Dowiedziałam się, że jest jadalny, ale ja potraktuję go tylko jako ozdoba.


            W ogrodzie było żółto, fioletowo, czerwono. Krzewy zmieniły barwy. Pięknie wyglądały kolorowe owoce. Jesień szła przez ogród.


            Zebrałam ostatnie pomidory. Maliny jeszcze były. Wystarczyło, że będzie słonce. Mój J. powiedział, że jeszcze nigdy nie najadł się tyle malin, jak w tamtym roku. Uraczyły nas też winogrona. Było też kilka orzechów.



               Kocham mój ogród. I to niespodzianka, bo kiedyś nawet o nim nie marzyłam. A na koniec dzisiejszego wpisu. Zdjęcie, które wyszło same, niezamierzone. Ale jesienne



Czyż nie jest piękne?  Jak jesień w moim ogrodzie we wrześniu 2016.

Brak komentarzy: