Jeszcze
niedawno robiłam sesje z motylami, których było u nas w ogrodzie zatrzęsienie
a tu nadeszła jesień. Jeszcze kwitły różnorakie kwiaty, ale
po kolorach widać, że to już tuż, tuż. Dalie jeszcze są piękne, aż szkoda że
pierwszy przymrozek je zetnie i będzie po nich.
Już raz się nimi chwaliłam, więc teraz tylko niektóre dla
zapamiętania. Cieszyły też hortensje, a tak się bałam, że przemarzły i nie
zakwitną.
Miałam nadzieję, że w kolejnym roku posadzę ich więcej. W
2016 roku skupiłam się na mojej leśnej grządce po północnej stronie domu.
Pomiędzy żywotnikami zrobiłam na razie niezbyt szeroki pas, gdzie posadziłam co
nieco. To też dopiero początek i do rozszerzenia. Według mojego pomysłu ma być
aż pod płot.
Strona pod krzewami na skarpie też już się ładnie rozrosła.
Pomyślałam nawet o ozdobach ogrodowych. Pierwszą dostałam w prezencie.
Dalej na skarpie rosły dalie, więc w kolejnym roku będzie do
zrobienia, bo dla dalii mam już inne miejsce. Fragment z trawami jest już zagospodarowany zarówno ten po środku
skarpy jak i na samym końcu. Trawa pampasowa nawet zakwitła. Też mam nadzieję,
że uda mi się ją tak zabezpieczyć, aby nie wymarzła.
W poprzednim roku zrobiłam niewielkie wrzosowisko pod
rododendronami w przed ogródku. W kolejnym, również fragment skarpy
przeznaczyłam na wrzosy w połączeniu z iglakami.
Dalej są iglaki, rododendrony i przejście do kolejnych
nasadzeń, ale tych jeszcze w planie. Co nieco posadziłam w górnej części
skarpy, ale muszą zejść w dół. Wyrywałam po kolei trawę i w te miejsce
wsadzałam nowe. Przy rododendronach też jest dużo do uzupełnienia, a mnie boli
ręka, więc mam przestój.
Jest jeszcze fragment ogrodu ze stawkiem. Jeszcze niedawno
kwitł w nim nenufar. Jesienią zostały tylko rybki, a wokół jesienne barwy.
Choć wydawało by się, że jeszcze nie jest tak źle, że
jeszcze lato, bo róże, bo wiele innych letnich kwiatów
to jednak zimowity, gwiazdeczki astrów zwanych marcinkami
mówiły że to już ten czas.
Dni były krótsze, chłodne noce nareszcie trochę mżyło. Nawet mi plecy
zmokły, kiedy na chwilę byłam w ogrodzie. Posadziłam na grządce z piwoniami
chyba ze sto sztuk tulipanów, a dzisiaj w obawie przed nornicami uzupełniłam
kilkoma sztukami korony cesarskiej. Pomału czas było kończyć. Wiem, że w tym
roku skupiłam się bardzo na nowych nasadzeniach i za mało pielęgnowałam moje
roślinki, ale miałam nadzieję, że dotrwają do wiosny, a wtedy będę je karmić i
lepiej o nie dbać. Bo dobrze bez zabiegów, rosną tylko niektóre. Na przykład
tapinambur. W poprzednim roku było go tylko trochę. Nie wiedziałam nawet co to
jest. Rosło dziko, ale kwiaty mi się podobały. Nawet byłam zła jak dzik porył
całą część gdzie rosły, a tu niespodzianka. Jest tego dużo więcej i wysokie na
trzy metry chyba. Już wiedziałam, że będę to wkrótce tępić. Swoje miejsce może
mieć tylko pod płotem. Dowiedziałam się, że jest jadalny, ale ja potraktuję go
tylko jako ozdoba.
W ogrodzie było żółto, fioletowo, czerwono. Krzewy zmieniły
barwy. Pięknie wyglądały kolorowe owoce. Jesień szła przez ogród.
Zebrałam ostatnie pomidory. Maliny jeszcze były.
Wystarczyło, że będzie słonce. Mój J. powiedział, że jeszcze nigdy nie najadł
się tyle malin, jak w tamtym roku. Uraczyły nas też winogrona. Było też kilka
orzechów.
Kocham mój ogród. I to niespodzianka, bo kiedyś nawet o nim
nie marzyłam. A na koniec dzisiejszego wpisu. Zdjęcie, które wyszło same,
niezamierzone. Ale jesienne
Czyż nie jest piękne?
Jak jesień w moim ogrodzie we wrześniu 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz