Ostatnie,
powiedziałabym niemiłosierne, ponad
trzydziesto stopniowe upały zniechęcają , a wręcz powstrzymują mnie od
wychodzenia na zewnątrz. Zmęczona, przesypiam. Nie mam ochoty do żadnych prac.
Wczoraj przeglądałam zapisy z mojego tegorocznego bloga. Na początku roku
połykałam książki, ale już chyba pisałam, że od jakiegoś czasu / wojna/ nie
potrafię się skupić na czytaniu. Cały czas wypełnia mi ogród. Przyłapałam się
na myśleniu, co będzie późną jesienią?
Wróci strach, obawy z którymi teraz sobie jakoś radzę. Myślę, że to właśnie
dzięki ogrodowi, bo na nim skupiam całą swoją uwagę. To moja terapia
ogrodowa. Jest coś takiego jak
hortiterapia, czyli leczenie ogrodem. Hortiterapia jest stosunkowo nową
dziedziną medycyny niekonwencjonalnej i jest polecana jako uzupełnienie innych
form leczenia różnego typu schorzeń i zaburzeń. Istotą hortiterapii jest
oddziaływanie na kondycję psychiczną, fizyczną i intelektualną pacjenta za
pomocą roślin i prac ogrodniczych, kontakt z roślinami, sadzenie, przesadzanie,
zbieranie . Jest to terapia czynna. Może być też bierna, wykorzystująca zmysły wzroku, słuchu i węchu,
polegająca na obserwacji roślin, wsłuchiwaniu się w dźwięki przyrody,
poznawaniu zapachów ogrodu.
Moje
"leczenie" ogrodem nie wynika ze świadomego wybrania takiej terapii.
To moja wewnętrzna potrzeba. Dzięki niej, chociaż czasem jestem obolała od
pracy, ale czuję się lepiej.