Jeśli pogoda dopisywała to całe dni spędzałam w ogrodzie.
Nie chciało się kończyć. Niestety, o osiemnastej miałam już dość. Z ogrodu
prosto pod prysznic. Czasem jeszcze kilka słów i fotek. Rabatki się zapełniały.
Przybywało krzewów. Kupiłam dziesięć berberysów. Wiedziałam jak je posadzić,
wzdłuż płotu na skarpie. Umocniliśmy ją na wysokości domu. Myślę, że ażurowe
płyty kiedy obrosną, zapewnią stabilizację. To samo zadanie mają ustawione
gazony. Skarpa staje się coraz pełniejsza. Pozostało jeszcze tylko miejsce na
kwiaty letnie. Niestety z ubiegłorocznych nasadzeń nie wszystko przetrwało.
Wymarzły rozplenice i akant. W złym miejscu rósł też miskant chiński. Owszem
byłoby ładnie, ale warunki nie były dla niego dobre. Przesadziłam. To samo
zrobiłam z tojadem. Chociaż wydawało się, że warunki były prawidłowe, to był
kiepski. Też przesadziłam. Nie przetrwały też wiśnia, czerwony agrest i drzewko
pigwy. Reszta jakoś się trzymała. Przy stawku posadziłam klon palmowy.
Niestety, chyba nie zadbałam o niego w wystarczający sposób i chyba wysechł. W
końcu stał w pełnym słońcu. Odgruzowany w poprzednim roku krzew irgi zaskoczył. Nie spodziewałam się, że efekt
będzie aż tak duży. Był super. Miałam też obawy co do anemonów, ale w końcu
wypuściły. No i nie wiedziałam co z hortensjami. Nie było to dla nich idealne
miejsce. Na razie, póki nie było obok innych rozrośniętych roślin, były
narażone na zimno, przewiewy. Jeśli jednak przetrwają, to miałam nadzieję, że
będzie to urocze miejsce.
Przybywa też roślinek na głównej rabacie. Ale to dopiero
początek.
Zabrałam się też za
rabatę przy stawku. Tam było roboty na
dłużej.
W niedziele odpoczywałam. Słuchałam jak krzyczą żurawie.
Obserwowałam kaczki latające nad naszym ogrodem i pływające na stawie.
Słuchałam śpiewu ptaków ukrytych w sąsiadujących z nami drzewach. Kocham to
miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz