poniedziałek, 8 czerwca 2020

Nici z planów

             Niektórzy uważają, że człowiek , który planuje, jest lepiej zorganizowany i lepiej wykorzystuje czas. Ja  zaplanowałam na dzisiaj prace w ogrodzie. Czeka na mnie od tygodnia. Niestety z planów nici, bo pada. Deszcz jest potrzebny, wiec niech sobie pada, szkoda tylko, że nie mogę zrobić tego co zaplanowałam, a czas leci. W związku z taką, a nie inną pogodą zrobię sobie spacer wirtualny.





              Przekwitły, a inne kwitną różaneczniki.




                  Ten pierwszy jakiś schorowany. Dostałam takiego, bo ktoś chciał go wyrzucić.  Walczę o poprawę jego stanu, ale ciągle jest kiepski. To chyba jego czwarte miejsce, więc może też dlatego musi odchorować swoje. Mam nadzieję, że jeszcze dojdzie do siebie.

                   Ogladam czasem w ogrodach prezentowanych w różnych miejscach, kwitnące pierisy. Moje jeszcze nigdy nie zakwitły, ale ładne są ich nowe odrosty.

              Kwitnie tamaryszek. Szkoda, że po kwitnieniu zostawia dużo bałaganu. Z taułą jest mniej pracy, a jej białe kwiaty pokrywają cały krzew.

                O powojnikach, które kwitły już pisałam wcześniej. Na dachu po deszczu i wietrze jest już prawie pusto. Wszystkie płatki opadły. Za to na ziemi, jak po procesji Bożego Ciała. W następnym poście napiszę o innych, które dopiero zaczynają swoje kwitnienie.  Dzisiaj tylko na pożegnanie o tym co zostawia piekne okwitnięte kwiatostany .

                 Z pnączy zrobił mi się już ładny zakątek na tarasach, a to dlatego, że glicynia ma długie pędy. Na razie kwitnie tylko na niższych poziomach. Na piętro zawędrowały tylko pędy.

                  Ponieważ nie zasłoniliśmy sie naokoło tujami, a są one jakby tylko dodatkiem do całości w niektórych miejscach, a płot jest brzydki, siatkowy, z dosyć wysokim fundamentem majacym nas chronić przed dzikami, to obsadzam te płoty pnaczami. Rdest posadziłam w tym roku ponownie, bo poprzedni wymarzł, wysechł, nornice podżarły, nie wiem co mu sie stało, ale zmarniał. Sadzę też inne pnącza, ale jeszcze niewiele ich widać, chyba, że ściana bluszczu i na przykład kwitnący wiciokrzew.


             Lubię chodzić po ogrodzie i w różnych miejscach odnajdywać  coś niepozornego, bo posadzona została jedna sztuka. Wokół się coś rozrosło, a to jedno przebija się ze środka.



          Kwitną teraz orliki. Wszystko samosiejki, jedynie ujarzmione w odpowiednie miejsca. To prawda, że każdy jest inny od rodzimego, poprzedniego.




               Pozwalam się wysiewać nie tylko orlikom. Zwykły jadalny szczypior. Najpierw na chlebek, a potem ozdoba. Czy nie jest równie piękny jak ten ozdobny. Różni tylko się wysokością. A dodatkowa korzyść. Wysiewa się sam w szpary pomiedzy płytami, a przy tym bardzo lubią je pszczoły.




               Swoje miejsce mają też czasem chwasty, bo czy ten samotnie wyrościęty jaskier nie jest przy tym kamieniu jak na zamówienie.


Brak komentarzy: