Jest ósma rano, a na termometrze już 28 stopni w cieniu. Ja jestem spieczona jak kurczak z rożna. Dzisiaj do ogrodu nie wychodzę, chociaż trzeba by było oberwać porzeczki, bo jak szpaki zwęszą to będzie po. W tym upale może i one bedą się gdzieś kryły.
Pisałam kiedyś, że nie lubię żółtych kwiatów w ogrodzie, a może raczej, że wolę kolory inne, a teraz zażółciło się trochę, chociaż to nie tylko z powodu kwiatów. Początek daje rząd żółtych żywotników sąsiada. Za płotem, ale jak u mnie. Przywrotnik ostroklapowy rozkłada się równolegle do nich, ale znacznie niżej.
Reszta to raczej żółte plamy. Stożek wiązu wredei
a niższe to jałowiec, i o żółtozielonych liściach: trzmielina, klon palmowy, żurawki, hosty, aralia sercowata.
Tawuły, pęcherznica i berberys są już mniej widoczne ze swoją żółtością. Ale są jeszcze kwiaty, które teraz wcale mi nie przeszkadzają, że są żółte. Był wilczomlecz, smagliczka, narcyzy, złotlin, złotokap i jeszcze trochę. Teraz przyszedł czas na tojeści, trytomy, dziewanny i nagietki. Te ostatnie same się wysiewają pod płotem i w warzywniku.
Następne żółte będą przypominały już o jesieni. A szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz