poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Ogród nie tylko dla duszy i oka

           Lubię napawać się widokiem kwiatów, upajać się ich zapachem, słuchać szumu falujących na wietrze traw  i szemrzących kropli małej fontanny na stawku, słuchać rechotu żab mieszkających w oczku, śpiewu ptaków kryjących sie wśród drzew, i brzęczenia owadów. To wszystko zapłata za moją pracę. Ale mój ogród to też dary dla ciała, a ściślej dla żołądka. Zaczęło się od rabarbaru. Potem były poziomki i truskawki , czerwone porzeczki i agrest. Wśród listków wnusia szukała jagody kalifornijskie i borówki. Było ich naprawdę niewiele i bardzo małe. Nie udaję się mi ich uprawa. W tym roku po raz pierwszy wekowałam swoje czereśnie.

           Czarną porzeczkę posadziłam w ubiegłym roku, więc nie można się było spodziewać owoców. Były zaledwie trzy gałązki. Po raz pierwszy obrodziły też śliwki. Renklody już zjedzone i zaprawione. Czekają już węgierki i nie wiem co to za śliwki, większe od wegierek.

 

             Nigdy nie robiłam nic z ałyczy. Śliwa wiśniowa ałycza pięknie kwitnie. W tym roku ją sporo obcięłam, aby nie wchodziła do sąsiadów i o dziwo odwzajemnniła się sporą ilością dużych owoców. Dużych, to znaczy większych niż w latach poprzednich. Może dlatego skusiłam się na wykorzystanie ich na kompot i nalewkę.

           W słoikach jest też już pyszny dżem z aronii. Trochę przeznaczyłam też na naleweczkę.


                Wczoraj była akcja dereniowa.

               Rajskie jabłuszka pozostawię dla ptaków.

                Tak samo jak jarzębinę, chociaż z tej ostatniej robiłam już dżemy. Są pyszne. Szkoda mi ją obrywać, tak pięknie wyglada na drzewie, a dżemów mam dużo innych.

               Są jeszcze maliny. Pierwszy zbiór zamieniony już w soki.


          Na etapie dojrzewania są pigwy, pigwowce, orzechy włoskie i leszczynowe oraz winogrona i jabłka. Orzechy leszczynowe w tym roku masowo opadają i są robaczywe więc zbiór będzie mniejszy niż w roku ubiegłym.

         Po raz pierwszy owoce pokazał cytryniec chiński. Nie wiem czy dojrzeją. Jest też ich tyle do pokazania. 

           Nie potrafię chyba, albo mój ogród nie jest sprzyjający uprawie  jagody kalifornijskiej i borówki, a już wogóle nie wychodzą jagody goji. Myślę, że goje wyrzucę, bo ani krzew, ani kwiaty na nim ani owoce, wiec szkoda miejsca. Ciekawe jak powiedzie się uprawa kiwi. Posadziłam w ubiegłym roku. Warzywnik sobie w tym roku trochę podarowałam. Wszystko niszczą nornice, ślimaki i nie wiem co jeszcze. Owszem była sałata, rzodkiewki, groszek. Zamroziłam sporo kopru. Robiłam buraczki i fasolkę szparagową. Będzie też ziarno.

             Na bieżąco mamy ogórki. Teraz posiałam jeszcze jesienny szpinak i drugie rzodkiewki. Kukurydzę siałam bardziej z myślą o ozdobie niż do spożycia. Dojrzewają pomidory.


           No i mam surowiec na własne kapary. Owoce nasturcji w słoikach, na zimę super jako dodatek do sałatek.

            W spiżarni przybywa słoików, a na zimę jak znalazł. 

2 komentarze:

Zielonapirania pisze...

Piękne zbiory, aż chce się naśladować ich przetwarzanie na zimę:) w tym roku jednak spasuje, bo mam nie zjedzone z 2020, a niektóre nawet z 2019, zrobiłam ich wtedy stanowczo za dużo.

kobieta w pewnym wieku pisze...

Czasem tak się zdarzy, jak człowiek nie chce niczego zmarnować. Rozdaję wówczas przetwory, z zaznaczeniem puste słoiki do zwrotu.